Byłam tak przyprószona pyłem,
że postanowiłam za wszelka cenę
odkryć szczelinę i wpuścić trochę światła,
trochę wody wlać do naczynia.
Moje piersi straciły rytm,
moja sierść nie miała połysku,
moje łapy stwardniały na codziennych ścieżkach,
zatraciła się dwoistość mej natury.
Ludzie zmniejszyli mój łowiecki rewir:
na moim szkielecie mięśnie wysychały,
mój pot tracił feromony
i zabrakło mi mleka by nakarmić szczenię.
Myślałam że bardzo dobrze rozumiem siebie,
że nie ma we mnie żadnego skowytu,
że odróżniam słowa "dużo" i "mało".
Będąc skałą zapomniałam o błocie.
Najpierw przy księżycu ujrzałam srebro w koronie drzew,
potem nieopodal lasu złoto leżące na polu
i ognistą łunę, chyba znad dalekiego miasta
i zaraz dopadła mnie ta cała samotność.