Wszedłem wieczorem po cichu do mojego domu i zobaczyłem ducha siedzącego w moim fotelu bujanym. Był podobny do mnie. Nalewał sobie właśnie miarkę mojej wódki. Na stopach miał moje kapcie. Przeglądał moją książkę. Sprawiał wrażenie zrelaksowanego. Właściwie nawet samozadowolonego.
Stanąłem za szafą i zacząłem się mu przyglądać. On nie był podobny do mnie. To był "mój" duch. Taki jak ja , tylko w skali dwie trzecie, trochę bezkrwisty, wyliniały i z zepsutymi zębami. Doskonale znał moje nawyki, więc tylko czekałem , kiedy wyjdzie przeciągać się na balkon. Wstał, podrapał się po zadku i rzeczywiście stanął blisko balkonowej balustrady. Podszedłem wtedy bezszelestnie i płynnym ruchem wypchnąłem go z czwartego piętra. Słychać było tylko coś jakby smarknięcie z przytkanego nosa.