poniedziałek, 28 stycznia 2008

Ukojenie

Spławszczaku:

Wychylam głowę spod kołdry : słyszę dyskretne dudnienie w rurze, ledwie obecne , przechodzące w wibrację koloru? ...brudnego. Pojawia się cichutki pisk a potem dźwięk, jakby wydobyty z klarnetu basowego i przechodzący w matowy chuchoświst . Teraz chyba "siada elektryka" , coś złego dzieje się z transformatorem - pojawia się metaliczne drżenie - czuję to w kościach , no i ten dźwięk przenika układ pokarmowy, tak jak by połykać 2 tabletki biseptolu bez popitki i one mają długą drogę przed sobą - kiedy wreszcie wpełzną do żołądka?
Wsuwam się głębiej pod kołdrę. Nakładające się, rezonujące niskie dźwięki przechodzą w ledwie wyczuwalne szumy i "na tym, na górze" jakby ktoś delikatnie zeskrobywał resztkę napisu "Tyskie" z nieestetycznej szklanki. Ciągle pod kołdrą, powoli odpakowuję z celofanu cukierka. Ten dźwięk rani moje uszy - wyskakuję szybko z łóżka i sprawdzam kran, domykam drzwi z łazienki, w tej chwili słyszę sąsiada piętro niżej : otwarł pianino ( a dochodzi już północ), i uderzył , co prawda "piano", w środkowy rejestr i tylko raz: dźwięk ten wybrzmiewa długo i dochodzi do mnie symultanicznie: poprzez kaloryfery i kasetony które niewątpliwie ma ten człowiek na suficie.
Wracam do łóżka i mam pewność: odkryłem strukturę, składającą się z 3 elementów:
1. Baza, matryca , biały szum, promieniowanie tła, fala stojąca i czas.
2. aktywność mysia, skrobanie, kropla wody i dyskretne obsunięcie się naczyń w zlewie, zatykanie małego wylotu, lecz jedynie na chwilę.
3. cisza, rytm cisza - dźwięk, pustka, dokręcanie i wiercenie skończone, czajnik dogotował, kartofel widelcem na dwie części, mieszanie budyniu plastikową łyżeczką, czyli także pewna zawiesistość.

Wystarczy tej natury - wstaję i wyłączam płytę Stockhausena "Aus den sieben Tagen" (harmonia mundi, Francja 1988) , Ensamble Musique Vivante, pod dyr. Diego Massona.

p.s. "Ale bez bulgotu ! - od bulgotania się odchodzi".