piątek, 4 stycznia 2008

Nienawidzę jazzu

Słyszeliście kiedyś np. Charliego Parkera? Gra na saksofonie nie dbając wcale o sekcję rytmiczną. Perkusista swoje, on swoje - ucieka gdzieś z melodią i w ostatnim momencie , z trudem jakoś wraca do "taktu" . Słuchacz się zastanawia , czy ta piosenka się w końcu rozpieprzy, czy się jednak uratuje. Jeśli drugi solista np. trębacz będzie chciał pójść za "ideą" Charliego to się szybko "posypie" - musi po prostu go nie słuchać , kiedy z nim gra.
W jazzie muzycy nie potrafią zagrać prostej miłej piosenki - meczą temat, meczą instrumenty, pocą się jak w żadnym innym gatunku muzycznym.
Taki Miles Davis na przykład. Nigdy nie nauczył się czysto grać na trąbce, Stańko to samo : pierdzą swoje brudy , a publiczność udaje, że się im to podoba (snoby). Davis nie potrafi się do nikogo dostosować: obraża muzyków z którymi gra, wyrzuca z zespołu kolejnych perkusistów, inni z kolei odchodzą od niego. Żadnej harmonii także w życiu prywatnym.
Albo jak jazzmani niszczą klasykę? Chopin zredukowany do kilku tematów i improwizacje "na temat" zawsze gorsze od oryginału. Albo jak Uri Cane gra Bacha? Wyje i jęczy przy "Wariacjach Goldbergowskich". Niszczy Bacha i Mahlera. Albo jak jazzmani grają folk? Muzyk ludowy zawsze w takich klimatach wypada lepiej - bo jest u siebie w domu.
Albo tzw. free jazz? Wszyscy wszystkich mają w dupie. To podstawowa zasada kolektywnego muzykowania.
Czy można w jazz-clubie poczuć siłę, piękno, jedność, wpaść z wszystkimi w rezonans i przeżyć wspólne misterium, jak na dużym koncercie rockowym? Nie można! Czy można zrozumieć muzyka jazzowego? Nie można!

Kocham jazz

nogamuchy@gmail.com