sobota, 14 czerwca 2008

początek lata

1
Zaległem na trawie aby lepiej widzieć grę świateł na niebie. Takie widowiska były podówczas w modzie. Światło kilku reflektorów błądziło po niebie. Jeden snop światła nie poruszał się. Był najjaśniejszy i sprawiał wrażenie mostu, trapu, jakiegoś silnego połączenia powierzchni Ziemi z niebem. Zafascynowało mnie to światło. Wpatrywałem się w nie i wyobrażałem sobie podróż po tym moście, też że jest solidny, i że dzięki swojej koncentracji nie spadłbym z niego, i stał się dla mnie w końcu jakąś metafizyczna prawdą, blaskiem w ciemności, oczywistym połączeniem przeciwieństw, zespoleniem niezespajalnego. W ten sposób sobie pozwoliłem na wyłączenie osądu.
Widowisko się skończyło. Śmieci do kosza.
2
Przechodząc blisko zarośniętej części jeziora, spatrzyłem pomiędzy trzciną starą łódkę. Zielony kolor, lekko przegniła deska do siedzenia, trochę stojącej wody wewnątrz i zapach , który lubię. Zaklinowana pomiędzy drewnianym palikiem i starym pniem. W wodzie do pasa. Porzucona dawno - widzę- wejdę sobie do niej, poczytam książkę, niezłe miejsce - myślę. Tak robię dzień pierwszy wieczorem i dzień drugi, nikt mnie nie goni, nikt się mną nie interesuje. Następnym razem załatwię sobie wiosła i popływam po wieczornym jeziorze. Zadumany, spokojny, równe uderzenia wioseł i cichy plusk - roztaczam wizję. Siedzę już na ten trzeci dzień w "mojej" łódce, wiosła na swoim miejscu, i okazuje się, że nie mogę odpłynąć! Coś mocno trzyma łódkę gdzieś od spodu. Wkładam rękę i po chwili macam stary łańcuch, jakoś łączący łódkę z dnem. Gruby, przerdzewiały, miejscami śliski od wodorostów, z przyklejonymi gdzieniegdzie ostrymi muszlami. Co mi tam taki łańcuch - myślę sobie - zaraz go wyrwę albo jutro przepiłuję , a jeszcze łódkę podreperuję i pomaluję na brzegu przy okazji. Czwartego wieczoru walczę dzielnie z łańcuchem, ręce pokaleczone, kręgosłup boli a tu nic. Wpadam w końcu w furię i mówię do siebie: chrzanię cię ty łódko, znajdę sobie lepsze zajęcie. Cisnąłem narzędzia do wody i poszedłem w stronę przystani, skąd dochodziły dźwięki muzyki i widać było pląsające sylwetki.